News will be here
Fot. Grzegorz Karkoszka

Grodzone osiedla to koszmar każdego urbanisty – jeden z elementów najbardziej niszczących podstawową tkankę miejską. Współczuję osobom, które musiały z tym problemem walczyć w latach 90. XX wieku, kiedy niemal każde nowe osiedle musiało mieć płot. Jakie wyciągnęliśmy wnioski w ciągu ostatnich trzydziestu lat?

Urbanistyka jest nauką o miastach – o ich powstawaniu i historii rozwoju oraz o tym, jak je planować. To także element myślenia, jak miasta powinny ewoluować. Jednak w latach dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku w Polsce ewidentnie tego myślenia zabrakło, co z kolei spowodowało wysyp tak zwanych zamkniętych osiedli. Otoczone płotem tereny, które nieraz trzeba okrążyć, żeby w ogóle wejść do środka, a następnie dojść do konkretnego budynku czy klatki schodowej, coraz częściej są postrzegane jako absurd. Czy grodzone osiedla mają jeszcze jakiś sens i czy w ogóle kiedykolwiek miały?

Nie będzie zaskoczeniem, że pierwotnym powodem tego typu rozwiązań było względnie niskie poczucie bezpieczeństwa. Najczęstszą przyczyną instalowania ogrodzeń, kamer i informacji o ochronie trzy dekady temu była wysoka przestępczość spowodowana wysokim bezrobociem, niskimi zarobkami i ogólnym kryzysem w Polsce. Nowe, grodzone kompleksy miały zatem być z założenia bezpieczne, bo za sprawą ogrodzenia ograniczały dostęp dla osób niepożądanych.

Polska przełomu wieków

Trzeba jednak pamiętać, o jakich czasach mówimy. W tamtym okresie Polska przechodziła bowiem olbrzymią transformację polityczną i gospodarczą. Ustrój się zmieniał, mieszkania coraz rzadziej budowały spółdzielnie i państwo, coraz częściej zaczynali je budować prywatni inwestorzy. To natomiast oznaczało handel ziemią i działkami. Prywatny inwestor budował tak, jak mógł, niespecjalnie przejmując się szerszym planem dzielnicy czy miasta. Grodzone osiedle idealnie wpisywało się zatem w tę koncepcję.

Najważniejsze było kupienie działki, ogrodzenie jej i postawienie budynku. To jednak nie pozostało bez wpływu na otoczenie. Zaczęło niszczyć między innymi ciągi piesze. Innymi słowy, jeśli dotychczas można było przejść przez jakieś osiedle, ulice, ale powstawało nowe osiedle, to najczęściej wymuszało u ludzi zmianę trasy, nawyków, chodzenie na około. Tworzyło naturalne podziały, jeśli poza ogrodzeniem pojawiały się samochody zastawiające ulice.

Projektowanie zamkniętych osiedli po prostu utrudnia ludziom życie. Zaburza ciągi komunikacyjne, zmusza do obchodzenia pewnych terenów. To jest trochę bez sensu.

- mówił mi Wojciech Łuczka z Miasto Jest Nasze

Dziś grodzone nie znaczy lepsze

Niestety doszły do nas słuchy o kolejnej haniebnej praktyce, która godzi w św. Własność Prywatną wspólnoty. Tzw....

Posted by Polskie Obozy Mieszkaniowe on Thursday, November 14, 2019

Na koniec mieszkańcy takich osiedli korzystają przecież z tych samych szkół, ulic, sklepów czy szpitali, co mieszkańcy otwartych terenów. - Oczywiście są sytuacje, w których ogrodzenie może się sprawdzić. Na przykład oddzielając od dużej ruchliwej ulicy. Ale raczej nie płot powykrzywiany w każdym możliwym kierunku byle się odgrodzić - dodał Łuczka. Sytuacja się zmieniła, dziś Polska jest krajem bezpiecznym, znacznie bogatszym. Nowych osiedli wybudowano wiele i powinny być łączone z innym, np. starszym budownictwem, umożliwiać przechodzenie przez takie miejsca, zamiast wymuszać drogę okrężną.

Nieprzypadkowo do dzisiaj często zachwycamy się modernistycznymi osiedlami z okresu II RP. Większość z nich jest (lub była) w założeniu otwarta, tworząc część otwartej tkanki miejskiej. Co ciekawe, grodzone osiedla mogłyby zostać zakazane poprzez uchwałę krajobrazową, ale bardzo wiele gmin ma problemy z ich uchwalaniem. Niestety o tym, że prywatnym inwestorom trzeba często pewne rzeczy narzucać świadczy niedawna sytuacja z Warszawy. Jeden deweloper wpadł na pomysł przyjaznej ulicy, więc drugi szybko wybudował blok zanim udało się uchwalić plan miejscowy.

Tworzenie miasta nie należy do łatwych zadań, a tym bardziej miasta wypełnionego zamkniętymi enklawami. A przecież tak to też często sprzedawano marketingowo. Zamknięte osiedle “premium” czy “enklawa”. Tymczasem bardzo szybko wśród części mieszkańców zyskały one, kojarzący się jednoznacznie negatywnie, przydomek gett. Nie brakowało zresztą estetycznych potworków, które przyczyniały się do tego, że ogrodzenia traktowano już jak absurd.

Kamil Jabłczyński

Kamil Jabłczyński

Redaktor warszawa.naszemiasto.pl, z EXU współpracuje od 2019 roku. Interesuje się tematyką miejską, ale nie tylko warszawską. Lubi porównywać stolicę Polski z innymi miastami – przyglądać się zmianom infrastrukturalnym, komunikacyjnym i urbanizacyjnym. Obserwuje co, gdzie i dlaczego się buduje. Oprócz tego lubi podróże małe i duże, ale też sport, film oraz muzykę. Stara się jednak nie ograniczać w tematyce swoich tekstów.
News will be here