News will be here
Turystyka stadionowa – nowa forma “city breaku”? Warto spróbować

Motywacje do wyjazdów i tego, co chcemy zobaczyć, są różne. Być może słyszeliście już o zjawisku, które opiszę, albo nawet je praktykujecie, nie wiedząc, że ma swoją nazwę! Dzisiaj o tym, dlaczego turystyka stadionowa może być ciekawa – i to dla każdego, nie tylko miłośnika sportu.

Opisywałem już na łamach Exumag zjawisko tzw. “city break”, podawałem propozycje i przykłady możliwości spędzenia kilku dni w ciekawym miejscu. Tym razem pora na kilka słów o groundhoppingu. Angielskie słowo może jeszcze powodować nieco zmieszania, ale po polsku jest to turystyka stadionowa. I wbrew pozorom może być ciekawe niemal dla wszystkich.

Jakiś czas temu zastanawiałem się, gdzie pojechać na krótki urlop. Wybór padł ostatecznie na naszych południowych sąsiadów - między innymi z powodu promocji na bilety kolejowe. Jeżeli jadę do jakiegoś miasta to jest kilka stałych elementów, które zawsze staram się zobaczyć. Przejechać się metrem czy komunikacją miejską, obejrzeć starówkę, pójść zjeść w małej lokalnej knajpce, zobaczyć nieoczywistą atrakcję - coś bez tłumów i obejrzeć mecz piłkarski.

Turystyka na słynne, wielkie i malutkie obiekty

I oczywiście zdarza się, że będzie to Milan na San Siro, ale nie zawsze uda się zgrać tak terminarz. Okazało się, że podczas mojego pobytu lokalny Banik Ostrawa zagra mecz w innym mieście. Czechy na szczęście nie są dużym krajem i okazało się, że w pobliżu mecz najwyższej klasy rozgrywkowej rozegra MFK Karwina. Do tej pory nie wiedziałem o nich absolutnie nic. Okazało się jednak, że do Karwiny dojadę pociągiem, miasteczko jest przy samej polskiej granicy, a nawet stadion znajduje się przy ulicy Polskiej. Turystyka stadionowa uśmiechnęła się do mnie, a po drodze na stadion mijałem Tesco czy Lidl zaglądając, jakie lokalne produkty można tam kupić.

Otwarty w 2016 roku stadion też okazał się nie lada ciekawostką. Mieści nie całe 5 tysięcy osób. Początkowo nie mogłem znaleźć wejścia dla mediów, bo nie było zbyt dobrze oznaczone. Kiedy już otrzymałem akredytacje, wyjście na poziom trybun okazało się wspólne ze zwykłymi kibicami, VIP-ami i gośćmi klubu. Klub znajdował się na ostatnim lub przedostatnim miejscu w lidze, ale dopisała pogoda. 23 stopnie pod koniec października. Sobota, słoneczne popołudnie. Dużo rodzin z dziećmi, malutki młyn kibicowski liczący maksymalnie kilkadziesiąt osób.

Jak to robią tuż za polską granicą?

Widoczna trybuna stadionu, operatorzy kamer TV, kibice rozchodzący się po meczu

Co ciekawe, w sektorze dla mediów także znaleźli się też niektórzy kibice. Nie udało mi się dokładnie dowiedzieć na jakiej zasadzie to zorganizowano. Kultura kibicowska mocno odmienna od polskiej. W pociągu, którym wracałem do Ostrawy jechali tez kibice gości - Hradec Kralove. Po meczu większość kibiców wracała piechotą, ale po chodniku. Obok przejeżdżały auta. Kto wracał z meczu Legii na Łazienkowskiej wie, że w Polsce tak łatwe i oczywiste to nie jest - chociaż to kwestia skali.

Przy okazji można poznać ciekawe rozwiązania. W końcu to turystyka, chcemy się też czegoś dowiedzieć, coś zobaczyć. Gdy wracałem metrem z meczu na San Siro zobaczyłem nowatorskie rozwiązanie. Stacja przy stadionie posiadała bramki odliczające liczbę ludzi na peronie. Po 500 wejściach bramki automatycznie się blokowały dopóki skład nie zabierze ludzi ze stacji. W Holandii miałem okazję zobaczyć jak na meczu ADO Den Haag zespół ma dwa odrębne młyny, które wspierają swój klub.

We Włoszech czy Holandii kibice gospodarzy i gości nadal są dość mocno rozdzielani. Być może Karwina nie jest “mocna” kibicowsko i nastawienie jest na tyle neutralne, że bez problemu mogą poruszać się tam swobodnie przyjezdni. To bardzo ciekawa perspektywa i spojrzenie na inną kulturę, region, ludzi. Nie na darmo wizyta w USA czy Kanadzie to obowiązkowo wizyta na hokeju czy koszykówce. Na Legii spotyka się coraz więcej obcokrajowców ciekawych atmosfery na Łazienkowskiej. Turystyka stadionowa to ciekawa propozycja, którą można dodać na liście rzeczy “do zobaczenia” podczas wyjazdu. I nie trzeba wcale być wielkim miłośnikiem sportu.

Kamil Jabłczyński

Kamil Jabłczyński

Redaktor warszawa.naszemiasto.pl, z EXU współpracuje od 2019 roku. Interesuje się tematyką miejską, ale nie tylko warszawską. Lubi porównywać stolicę Polski z innymi miastami – przyglądać się zmianom infrastrukturalnym, komunikacyjnym i urbanizacyjnym. Obserwuje co, gdzie i dlaczego się buduje. Oprócz tego lubi podróże małe i duże, ale też sport, film oraz muzykę. Stara się jednak nie ograniczać w tematyce swoich tekstów.
News will be here