News will be here
Robert Mazurek i Krzysztof Stanowski, fot. Kanał Zero/YouTube

Kanał Zero stał się swoistym emblematem polskiej debaty społeczno-politycznej, a działania obiektywnie subiektywnego strażnika zdrowego rozsądku Krzysztofa Stanowskiego oraz Roberta Mazurka, czyli subiektywnie obiektywnego Stańczyka epoki już pobalcerowiczowskiej, ale jeszcze prementzenowskiej, przeobraziły rodzimego YouTube'a w lustro odbijające kontury dyskursu pokiereszowanego odwieczną walką trzech liter prywatnych z trzema literami publicznymi.

Najnowsze quasi-dziennikarskie widowisko autorstwa duo Mazurek-Stanowski definiującego się ideologicznym trio (logosem publicystyki Korwin-Mikkego, patosem “Alfabetu Urbana” i etosem Rzeczpospolitej okrągłego mebla oraz kwadratowej gospodarki), został przeprowadzony przy okazji problemu najbardziej aktualnego z aktualnych, tzn. kryzysu klimatycznego oraz performatywnych reakcji ekoaktywistów z grupy Ostatnie Pokolenie.

YouTube’owy performance, jaki zorganizowali Mazurek i Stanowski, oparł się na rozmowie (którą powinienem zamknąć na trzy spusty w tłustym cudzysłowie, lecz byłoby to przecież kontrproduktywne szukanie umowności fragmentu w umowności całości) z eko-happenerami na temat sensu stojącego za ich poczynaniami.

W ramach wspomnianej inscenizacji Jan Latkowski oraz Tytus Kiszka, reprezentanci kolektywu, który zasłynął m.in. oblaniem warszawskiej Syrenki farbą, czy blokadami dróg i mostów, stanęli twarzą w twarz z dwugłową hydrą Kanału Zero - dwoistą siłą retoryki pomyślunku, żywym repozytorium faktów autentycznych. Zamierzeniem proponentów nowej jakości w polskich mediach było oczywiście nie tylko wyjście z tej konfrontacji cało, a wręcz zwieńczyć ją efektowną, spektakularnie klikalną anihiliacją przeciwnika. Czempioni roztropności przygotowali się na dyskusję zakończoną bezdyskusyjnym triumfem. Spodziewali się ujrzeć swoich interlokutorów leżących na deskach, przygniecionych ciężarem trzeźwych osądów.

Tymczasem bitwa, teoretycznie skazana na zwycięstwo jednej strony, zakończyła się remisem...

Rozmowa na Kanale Zero

I to takim, który nie zadowolił zarówno przerzucających się argumentami rozmówców, jak i widzów. Okazało się bowiem, że fasada sceptycyzmu przestaje być skuteczna, jeśli stosujący ją krasomówcy zapomną o jej syntetyczności. Konwersacją z “Ostatnim Pokoleniem” Mazurek i Stanowski strzelili sobie bramkę samobójczą, ponieważ zupełnie nierozważnie wyjęli siebie samych z cyniczno-ironicznego nawiasu i postanowili zaprezentować się całej Polsce jako absolutnie poważni mistrzowie podejrzeń na miarę XXI wieku.

To, że Robert Mazurek po raz setny dał się poznać jako wytrawny wikipedysta-mediewista, tj. krzyżowiec Google’em i mieczem wojujący, wcale nie zadziałało na jego niekorzyść. Wręcz przeciwnie - posiłkując się niecelnie wyselekcjonowanymi, ale za to hucznymi nazwiskami oraz wykastrowanymi z kontekstu, ale za to gargantuicznymi liczbami, przez chwilę miał nawet przewagę. W obiektywie kamery jawił się bowiem jako niezatrzymywalny retoryczny taran, kowboj strzelający faktami w rozemocjonowanych (czyli nieracjonalnych) ekologicznymi problemami aktywistów.

Komentarz na temat wywiadu

Jednakże Mazurek nie był w stanie zrealizować swojej sprytnej strategii zwycięstwa, gdyż już w pierwszych minutach feralnej rozmowy dopuścił się dokładnie tego, czego nie mógł wybaczyć swoim oponentom - zaangażował się emocjonalnie. Niezwykle trudno nieść sztandar równowagi, gdy wchodzi się rozmówcom w pół zdania, podnosi się na nich głos, a wszelkie repliki zbywa się histerycznym śmiechem. To nie w taki sposób niegdyś Balcerowicz i Mikke, a dziś Bosak i Mentzen zdobywali i zdobywają punkty.

Retoryka zdroworozsądkowa osiąga zamierzone przez siebie cele wedle dwóch, zupełnie odmiennych wariantów - formalnego i nieformalnego. Ten pierwszy (Balcerowicz, Bosak) opiera się na wysuszonym z afektów języku paraurzędowym, który legitymizuje absurd rekwizytami kompetencyjnymi (garniturem statystyk, garniturem nazwisk i po prostu garniturem).

Natomiast drugi, zamiast legitymizować, popycha do reterytorializacji. Ustanawia rodzaj języka pogranicza - jawnie ironicznej frazy nietraktującej w pełni poważnie żadnej deklaracji ideologicznej, łącznie ze swoją własną. Elastyczność tego rodzaju dyskursu (terytorium afirmatywne w dogodnym momencie może stać się terytorium negacji i vice versa) gwarantuje swoistą nieuchwytność (nigdy mnie nie złapiesz, bo jeśli się myliłem, to żartowałem, a więc zawsze mówię prawdę, nawet jeśli kłamię).

Mimo że oba warianty zdroworozsądkowej retoryki różnią się ważkimi aspektami decorum, to jednak łączy je jeden wspólny element - powściągliwa maniera.

Komentarz na temat działań ekoaktywistów

Zarówno archetypiczny ekspert-ekonomista, księgowy wyliczający idealny współczynnik PKB dobrostanu ludzkiego oraz stopień inflacyjnej pożogi, jak i neoliberalny trefniś wycierający sobie zwiędłą ripostę Gombrowiczem, samemu będąc nieuświadomionym przedmiotem Gombrowiczowskiej kpiny, biegną przez życie, z maksymą Bena Shapiro “moje fakty mają gdzieś twoje uczucia”. Maksymą celebrującą jednocześnie iluzoryczny obiektywizm oraz czasem eksplozywny, a innym razem implozyjny szyderczy cynizm.

Mazurek, który podczas rozmowy z ekoaktywistami jak zwykle wybrał wariant drugi, nie potrafił jednak trzymać nerwów na wodzy i w efekcie zaprezentował się widowni jako dość kuriozalna medialna persona, próbująca skleić immanentnie pęknięty archetyp targanego uczuciami racjonalisty albo zakochanego w idei ideologicznego denialisty.

Flip dla jego Flapa lub Bolek dla jego Lolka, czyli Krzysztof Stanowski również nie sprostał zadaniu kontrolowania swoich namiętności i choć próbował balansować na pograniczu obu wariantów, wcielając się w rolę neutralnego, ale jednak rozchichotanego moderatora, to jednak raz po raz zapominał o swojej autodesygnacji i wojował przekrzykiwanymi racjami niczym pełnoprawny uczestnik debaty.

Co więcej, wyznawany przez sztandarowy duet Kanału Zero kult statystyki osiągnął autoparodystyczny wymiar w momencie, gdy obaj panowie wyłuskali kontrargument dla egzystencji “Ostatniego Pokolenia” w negatywnych wynikach wewnętrznej ankiety.

Aktywność niemieckich ekoaktywistów

Ponieważ 93% widzów kanału nie popierało działań organizacji, a znaczna część komentarzy na czacie była krytyczna, Stanowski oraz Mazurek uznali obecnych w studio ekokaktywistów za powszechnie nielubianych wrogów polskiego społeczeństwa. Ów chwyt retoryczny, który aż prosił się o wepchnięcie go w ramy wariantu numer dwa, tj. dyskursu “alt-rightu” (ironicznej, postmodernistycznej prawicy) albo wojewódzkizmu (apolitycznego politycznego żartu), przez nieudolnie sprzedaną powagę zerowego duo, dokonał swego żywota chwilę po narodzinach.

Natomiast trzeba przyznać, że kondycja reprezentantów “Ostatniego Pokolenia” była co najmniej tak samo mizerna, jak prowadzących program. Wracając do samego początku - spektakularna (albo po prostu spektakularnie nieudana) konwersacja okazała się mimo wszystko obustronnie przegranym remisem. Latkowski i Kiszka być może nie poszli śladem swoich krytyków-sceptyków, i nie zatracili się w rubaszności przebranych w szaty dociekliwych domniemań, zwulgaryzowanych hipotez, lecz nie zrobili też nic, co mogłoby zostawić ich z poczuciem spełnionej, ekoaktywistycznej misji.

Członkowie “Ostatniego Pokolenia” także mieli do wyboru dwa potencjalnie efektywne i efektowne warianty i także wybrali samobójczy półwariant trzeci.

Wywiad przeprowadzony przez Roberta Mazurka

W ich przypadku wariant legitymizujący musiałby oprzeć się na błyskawicznej radykalizacji dyskursu. Eko-happenerzy, prawdopodobnie spodziewający się frontalnego ataku uwierających sofizmatów, mogliby zdobyć przewagę, zaznaczając grubą kreską polityczność swoich działań. Będąc pod ostrzałem neoliberalnej apolitycznej polityczności równającej ideowość z terroryzmem, należy zaproponować osobny język. Improwizowane dekonstruowanie narracji reifikacji (“jest, jak jest”, “to (nie)normalne, to (nie)naturalne”) ma sens jedynie w kontekście akademickim. Na medialnym polu bitwy taktyka cierpliwej reinterpretacji wygląda raczej jak kapitulacja, a nie pokaz siły teorii krytycznej.

Z kolei wariant generujący deterytoralizację zakładałby absolutne uproszczenie dyskursu, które paradoksalnie mogłoby go skomplikować i dodać jego czarno-białej barwie kilku ważnych odcieni szarości. Mówiąc wprost, przedstawiciele “Ostatniego Pokolenia” mogliby po prostu wejść do studia, odrzucić wcześniej ustalone reguły gry i zamiast rozmawiać, wykonać spontaniczny performance. Dzięki przeniesieniu się z terytorium publicystycznego dialogu, na terytorium spektaklu, ekoaktywiści pozostaliby wierni swojemu porządkowi symbolicznemu i konsekwentnie głoszonym przekonaniom. Co więcej, werbalny, domniemany/domyślny półhappening, który szykowali dla nich Mazurek i Stanowski spaliłby na panewce, ponieważ zostałby przyćmiony happeningiem pełnokrwistym.

Tymczasem obaj panowie zdecydowali się odbić retorykę swoich antagonistów w krzywym zwierciadle i zaprezentowali własną wersję pękniętego archetypu. Eko-happenerzy z jednej strony zajmowali się masową produkcją politycznych postulatów w czasie rzeczywistym, a z drugiej wszelką cenę starali się dopasować do neutralnej, politycznie apolitycznej narracji prowadzących (zawstydzenie wywołane “lewicowymi aktywistami” wyjętymi z ust Stanowskiego, cisza po Mazurkowskiej demonstracji logiki alternatywnej w postaci trójkąta “aktywizm-marksizm-stalinizm”). Odtwarzali więc dobrze znaną wyborcom polskiej lewicy parlamentarnej ideę rewolucji bez rewolucji - owocu burzliwego związku klasycznie socjaldemokratycznej wiary w możliwość humanitaryzacji kapitalizmu oraz klasycznie neoliberalnej wiary w ową socjaldemokratyczną naiwność.

Z pojedynku Mazurek-Stanowski kontra Latkowski-Kiszka nikt nie wyszedł cało. Frakcja sceptyków pozwoliła poskromić swoje libido potężnej sile pornografii wikipedystycznej, a frakcja rewolucjonistów została połknięta przez uniwersalnie niekompromisowy kompromis. Rezultat tej dyskusji napisał nam brutalne podsumowanie kondycji polskiego dyskursu publicznego. To konkluzja, którą można zamknąć w paradoksalnej (i paradoksalnie rzetelnej) zbitce “radykalna neutralność”.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here