News will be here
Fot. FX/Hulu/Disney+

Stawiam żołędzie przeciw dolarom, że gdybym rzucił w eter pytanie: "jaki jest najlepszy serial tego roku (choć mamy dopiero koniec kwietnia)?", wśród odpowiedzi pojawiłyby się tytuły takie jak "Fallout" czy inne – bardzo popularne – propozycje. Dla mnie jednak, przynajmniej na razie, zwycięzca jest jeden: to "Shōgun" dostępny na Disney+.

“Shōgun” to nowa adaptacja powieści Jamesa Clavella – pierwszy serial na jej podstawie, z Richardem Chamberlainem w jednej z głównych ról, powstał w roku 1980. Jako dziecko oglądałem i bardzo lubiłem tę produkcję, choć pewnie dziś nie byłbym nią aż tak zachwycony – zwłaszcza po obejrzeniu nowej, aktualnej wersji. Kiedy dowiedziałem się, że “Shōgun” powraca, wiedziałem, że pojawi się on na mojej liście do obejrzenia. Kiedy pojawił się pierwszy zwiastun, byłem już w pełni kupiony, a po obejrzeniu pierwszego odcinka przepadłem całkowicie.

WITAMY W 1600 ROKU

Cosmo Jarvis, Shōgun, 2024, Disney+
Cosmo Jarvis w serialu “Shōgun” (2024), fot. Disney+

Akcja “Shōguna” rozgrywa się w feudalnej Japonii. Głównymi bohaterami są natomiast: angielski marynarz, doświadczony nawigator John Blackthorne, rozbitek z angielsko-holenderskiego żaglowca i siogun Yoshii Toranaga. Blackthorne pomaga siogunowi w walce z wrogami i doprowadzeniu do porządku w regionie, jednak oczywiście nic tu nie jest proste. To historia pełna honoru, polityki, ostrożnych kroków i krwawych pojedynków czy bitew.

Jestem absolutnym fanem wszelkich produkcji, których akcja dzieje się we wspomnianej feudalnej Japonii. Dzisiejsze możliwości pozwalają na wspaniałe odwzorowanie wizualne tamtych czasów, a dodatkowo od razu było widać, że nie nie będzie tu zbędnej cukierkowości – serial zapowiadał się realistycznie i brutalnie.

Już po pierwszych dwóch odcinkach, które ukazały się na premierę, byłem zachwycony. Z każdym kolejnym odcinkiem chciałem jednocześnie coraz więcej, ale też nie chciałem, by ten serial się kończył. “Shōgun” to bowiem nie jest tytuł, który powinno się oglądać ciągiem. To serial idealny do smakowania go powoli. Historia jest niezwykle wciągająca, wizualnie momentami całość wgniata w fotel, natomiast aktorstwo jest na naprawdę wysokim poziomie.

PIĘKNE ODWZOROWANIE DAWNEJ JAPONII

Oficjalny podcast serialu

Mamy tu soczystą polityczną intrygę, bujną oprawę wizualną i natychmiast zapadające w pamięć występy. “Shōgun” zaprasza do w pełni ukształtowanego, rozkosznie niebezpiecznego i ciekawie złożonego świata Osaki w 1600 roku. Scenografia jest nienaganna, pełna tu skomplikowanych detali i wspaniałych renderingów historycznych budynków, kostiumów oraz mieczy. Ale te drobiazgi ożywają, gdy są noszone przez aktorów, którzy są po prostu znakomici.

Hiroyuki Sanada, który jest również producentem serialu, już samą swoją obecnością wręcz magnetyzuje widza. Łatwo zrozumieć, dlaczego Toranaga wzbudza taką lojalność wśród swoich ludzi. Cosmo Jarvis jest natomiast przezabawny, odgrywając Blackthorne’a. Z kolei Anna Sawai, którą mogliśmy niedawno obejrzeć w serialu “Monarch” od Apple TV+, ma znacznie trudniejsze zadanie. Mariko jest bardziej powściągliwą, subtelną postacią, która rozświetla ekran nawet bez wygłaszania samobiczujących tyrad.

Nawet mimo świadomości, że to w dużej mierze zasługa CGI, oglądając serial, czujemy się, jakbyśmy cofnęli się w czasie. Japonia z 1600 roku prezentuje się genialnie i myślę, że ten widok spodoba się nie tylko fanom tego miejsca i okresu. Oczywiście na odbiór składa się o wiele więcej elementów, niż scenografie i krajobrazy wygenerowane komputerowo, ale już tylko za to “Shōgun” zasługuje na uwagę widzów.

HISTORIA WARTA NOWEJ WERSJI

Hiroyuki Sanada, Anna Sawai, Shōgun, 2024, Disney+
Hiroyuki Sanada i Anna Sawai w serialu “Shōgun” (2024), fot. Disney+

Przyznaję się bez bicia, że nie pamiętam w pełni wersji tej historii z 1980 roku. Oglądałem ją jeszcze jako dziecko i nigdy do niej nie powróciłem. Jestem jednak niemal pewny, z całą moją sympatią do starszych produkcji, że nie oddawała ona w pełni piękna i brutalności Japonii z 1600 roku. Domyślam się również, że poprzednia produkcja nie była w stanie tak opowiedzieć tej historii, jak robi to serial z 2024 roku.

Nie zawsze istnieje ważny, kreatywny powód, by remake’ować opowiedziane już historie, jednak niuanse i innowacje, które wnosi nowy “Shōgun”, zwłaszcza w obszernych, japońskojęzycznych dialogach i perspektywie, bardziej niż usprawiedliwiają ten projekt. To rodzaj serialu, który przypomina, że telewizja może być wydarzeniem, a nie tylko czymś przypadkowym, co można kliknąć podczas składania prania.

Jednocześnie “Shōgun” wymaga od widza pełnej uwagi. Warto jest więc mu ją w pełni poświęcić i nie zajmować się niczym innym. Odłóżcie telefon daleko, wyciszcie wszystkie powiadomienia i przenieście się do feudalnej Japonii. To będzie podróż, którą każdy może zapamiętać na bardzo długo i nie ma w tym nic dziwnego. Dla mnie “Shōgun” to najlepszy serial bieżącego roku i nie będę się smucił, jeśli w pozostałych ośmiu miesiącach nie zobaczę niczego lepszego.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.

News will be here