News will be here
Rozkosz kolekcjonowania

Nasza współczesność stoi pod znakiem kolekcjonowania. I to kolekcjonowania metafizycznego, bo przekraczającego czysto organiczne zbieranie przedmiotów i wchodzenie w kwestię zbieractwa symbolicznego. Nowoczesny kolekcjoner nie tylko zbiera, żeby zbierać, ale też zbiera po to, żeby zanurzyć się w nostalgii za urojoną wyidealizowaną przeszłością, albo zbiera po to, żeby móc pochwalić się kolekcją w mediach społecznościowych na niespotykaną dotąd skalę.

Nowoczesna rozkosz kolekcjonowania jest rozkoszą paradoksalną, ponieważ symboliczną właśnie z powodu tego, że wypraną z jakiejkolwiek symboliczności. To rozkosz zbierania pustych znaków. Czysta przyjemność płynąca z tego, że podmiot może pozwolić sobie na zupełnie nieracjonalne wydawanie pieniędzy na coś, co obiektywnie i subiektywnie w rzeczywistości nie ma żadnej wartości.

I nie chodzi tu o mityczną bezwartościową pieniężnie, ale wartościową idealistycznie wartość sentymentalną. Nie mam na myśli kolekcji pocztówek z wakacji czy galerii zdjęć rodzinnych. Chodzi raczej o kolekcjonowanie winyli, kolekcjonowanie streamowej rozrywki, kolekcjonowanie technologicznych błyskotek.

Pusty znak wyzierający z dziesiątek płyt winylowych poupychanych w wielu dzisiejszych mieszkaniach jest znakiem odwiecznej retronostalgii XXi wieku.

Popularność winyli w XXI wieku

Owszem, tęsknota za popkulturowymi artefaktami minionych dekad nie jest niczym nowym. Dokładnie z tą samą tendencją mieliśmy w Hollywoodzkie lat osiemdziesiątych tęskniącym za czasami rock’n’rolla czy chwilowym, dość estetycznie oraz merytorycznie groteskowym zachłyśnięciem się konceptem steampunkowym w kulturze masowej lat zerowych. Natomiast casus winyla w dzisiejszej powszedniości ukazuje mimo wszystko znaczącą zmianę. Otóż dzisiejsza tęsknota za przeszłością jest nie tylko umowna (identycznie jak wszystkie retrofetysze charakterystyczne dla poprzednich deka), ale przede wszystkim w ogóle nie kryje swojej umowności. Przypadki osób zbierających winyle, nie posiadając nawet gramofonu, czy kolekcjonujących je w celu odtworzenia na unowocześnionych sprzętach grających, w zasadzie niczym nieróżniących się od odtwarzaczy cyfrowych, pokazują wspomnianą wcześniej pustkę znaku. Pustkę absolutnie celebrowaną. Pustkę urzeczywistniającą podejście szczere w swojej nieszczerości, tzn. mówiącą o tym, że dziś nikt nie udaje, że jego osobista retrospekcja jest czymś więcej niż tylko gestem estetyki powierzchowności.

Z kolei absolutnie cyfrowe kolekcjonowanie streamowanej rozrywki jeszcze mocniej zbliża się do idei metafizycznej. Panujące w epoce Web 2.0 przeświadczenie o istotności wszelkiego rodzaju statystyk (coroczne rankingi topowych odsłuchanych płyt, obejrzanych filmów, przeczytanych książek) napędzają zupełnie nowy, bo mogący funkcjonować jedynie w świecie takim jak nasz, tj. całkowicie odbywającym się w internetowej rzeczywistości wirtualnej, rodzaj kolekcjonowania. To kolekcjonowanie rządzące się bardzo ciekawą sprzecznością, która jednak mimo wszystko znów prowadzi nas do pustego znaku, który można było wyczytać np. z intencji, która kieruje masowym nabyciem winyli. Otóż wyścig konsumpcji streamingowej z jednej strony nie buduje kapitału organicznego, tzn. nie może funkcjonować jako rodzaj akumulowanego dobra, będącego potencjalnym towarem, zabezpieczeniem na przyszłość (jak np. dzieło sztuki czy po prostu bardzo rzadki egzemplarz jakiegoś kultowego kulturowego Świętego Graaala), ale z drugiej strony z całą pewnością funkcjonuje jako budulec kapitału kulturowego. To rodzaj bogactwa nie do przecenienia, a w dzisiejszych czasach być może ważniejszy niż bogactwo, które da się spieniężyć. To rodzaj bogactwa, który wpływa na prawdopodobnie najistotniejszy element dzisiejszej egzystencji, tj. wizerunek internetowy. To pusty znak pod kątem nieistnienia organicznego oraz pewnej niedającej się do siebie przywiązać tymczasowości. Pusty, ale przez to wypełniony w konartością, ponieważ pozwalający zaprojektować i w nieskończoność umacniać swoje własne, cyfrowe Ja.

Swoistą konkluzją do metafizycznych, znaczących “nie-znaków” jest jeszcze jedna pasja nowoczesności. Mianowicie skłonność do kompulsywnego kolekcjonowania najnowocześniejszych gadżetów.

Futuryzm, o który bije się XXI wiek, sam w sobie jest jednym, wielkim pustym znakiem. To wykwit idei synonimicznie (i niesprawiedliwie) zestawiającej progres z aktualizacją. Kultura kroku naprzód jest w istocie kulturą update’u - wielkiego, teatralnego zmyślenia perspektywy jutra, która tak jak na kolejnej konferencji Google’a, Apple’a czy Microsofta, kończy się na kolorystycznej zmianie wyglądu nowego techno-świecidełka, który już za chwilę ma zawojować cały świat. Konsument namiętnie kolekcjonujący nowe telefony, komputery, “myślące” zegarki czy “inteligentne” sprzęty RTV i AGD konsumuje pustkę znaku przyszłości. Inwestując w kolejne korporacyjne “zmyłki” technologiczne, wydaje mu się, że inwestuje w przyszłość. Wydaje mu się, że płaci za następny wielki krok cywilizacyjny. Tymczasem ów dostęp do nowinek technicznych nie jest żadnym błogosławieństwem, a gigantycznym przekleństwem. Jest to bowiem dostęp do kastracji symbolicznej. Prowadzi do przeświadczenia o wspaniałości świata, w którym żyjemy. Świata, który wydaje się akceleracjonistycznym poligonem doświadczalnym niezbędnych dla ludzkości idei. Prowadzi więc do zakochania się w pustej idei, wypełnionej jednak wartością, a może nawet zapchanej przez rynek gadżetów.

Współczesny kolekcjoner zajmuje się więc przede wszystkim grą imaginacji. Zbiera puste znaki i traktuje je jako pełnokrwiste komponenty budujące jego dynamicznie rozwijający się kapitał kulturowy. Podstawowa różnica między kolekcjonerem współczesnym, a jego poprzednikami z ubiegłych lat kryje się więc w jednym, dość istotnym szczególe.

Mianowicie dzisiejszy kolekcjoner (w przeciwieństwie do niedzisiejszego) jest już zupełnie skażony postmodernistyczną rezygnacją ze złudzeń. Wie, że funkcjonuje w narracji odtwarzania konwencji nieistniejącej i zamiast ze wszystkich sił starać się ją “urealnić”, wkłada cały swój wysiłek w coś zupełnie przeciwnego - w jeszcze mocniejsze odrealnienie nierealnego, a więc opróżnianie już pustego znaku.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here